Hermann Bellinghausen: Snajperzy

Hermann Bellinghausen
S
Twoja misja to dawać w Biały. To znaczy, uderzyć mnie, a jeśli nie mnie, to każdego o moim wyglądzie i kolorze skóry, kto odważy się przejść przez Aleję Q. Budynki i domy milkną, obtłuczone, zbutwiałe, zadymione, rozbite. Sklepy są zamknięte. Być może w okolicznych uliczkach znajdziesz małe stragany z używanymi rzeczami, słodyczami, zapałkami, podstawowymi produktami spożywczymi, herbatą, paloną kawą z ciecierzycy.
Moją misją jest pokrzyżować ich plany. Uniknąć ich celownika teleskopowego i ognia z czujników termicznych. Przetrwanie to misja każdego. Armia inwazyjna i ich nikczemne milicje nas otaczają, a pętla wokół nich się zaciska.
Przejście na plażę wydaje się niemożliwe; teren jest zbyt otwarty. Snajperzy mają całkowitą przewagę. W każdym razie, to beznadziejny wyścig; na plaży nie ma ani jednej łodzi, którą można by wypłynąć i uciec. Tak blisko morza, żyjemy w absurdalnej suchości nienaturalnej pustyni spowodowanej bombami. Pomiędzy Aleją Q a wybrzeżem, ruiny zapewniają schronienie przed bazookami; to tam zakładamy nasze improwizowane obozy.
Każdy dorzuca to, co znajdzie na środku placu budowy. Trochę mąki, fasoli, ciecierzycy, fasoli czerwonej, pomarańczę lub jabłko, olej odzyskany z piwnic zrujnowanych magazynów. Gwoździe do naprawy sofy, którą wyciągnęliśmy ze sterty gruzu. Butelki do przechowywania i rozprowadzania naszej skromnej wody. Kilka szmat, które posłużą za koce. Cudownie kompletna para trampek.
Pociski ustały kilka tygodni temu. Niewiele zostało do zniszczenia. Wiemy, że mają mnóstwo bomb, ale po co wróg miałby je marnować na pustkowiach, w które zamienił nasze terytorium? Snajperzy wiedzą, że jesteśmy pokonani; ich zadaniem jest podtrzymywanie strachu. I wygrywanie zakładów, które między sobą robią. Klaszcząc w dłonie, pytają: „Ilu dzisiaj trafiłeś?”. Kiedyś odcinali skalpy lub dłonie, żeby liczyć punkty. Dziś liczą, zaznaczając kolbę markerem lub nożem. Te punkty podnoszą morale żołnierzy. A ich snajperzy to prawdziwi strzelcy wyborowi.
Skoro ich nie widzimy, grają nam na nerwach. Udają, żeby nas upokorzyć. Nigdy nie wiemy, czy są rozkojarzeni, czy śpią, czy opuścili stanowisko, żeby się załatwić. Żyjemy w nieustannej rosyjskiej ruletce. Przejść czy nie? Schylić się, wspiąć, skoczyć czy czołgać? Dość już tego. Dziś wieczorem pobiegnę na plażę to wyrzucić. Mam butelkę z zakrętką.
Na początku szanowali dzieci i osoby starsze, ale nawet to już nie. Strzelają do wszystkiego, co się rusza. Kończą nam się psy, a kotów jest coraz mniej. Na środku Alei Q, od kilku dni, leży porzucony wózek inwalidzki, bezużyteczny. Właściciel, biedak. Ryzykując życie, jego rodzinie udało się odnaleźć ciało.
Czekamy, aż zejdą ze wzgórz i przekroczą równinę, żeby nas wykończyć albo się z nami pobawić, torturować dla czystej przyjemności. Moja babcia mówi, że odejdą, że nic tu im się już nie przyda, że sępy dokończą swoje dzieło. Chciałbym jej wierzyć. Najeźdźcy nie chcą naszego życia; już je mają. Chcą wszystkiego. Nie wybaczają nam, że mamy bardziej miłosiernego boga niż oni; zazdroszczą naturalności naszego języka, naszego przywiązania do drzewa życia, piękna naszych dzieci. Ale mają naboje. Wszystkie naboje świata.
Nie zawracaj sobie głowy odpisywaniem. Zanim to przeczytasz, najprawdopodobniej zgadniesz, albo adres i numer nadawcy nie będą istnieć. Nie marnuj czasu, tak jak ja marnuję swój, pisząc te słowa na ślepo. Pokój z wami, bracia.
*
Postscriptum: Herzogowski wieszcz zagłady
Prorok Hias mówi w filmie Wernera Herzoga „Szklane serce” (1976): „Ludzie niczym lunatycy idą ku swemu przeznaczeniu”. To dziwny film, dosłownie zahipnotyzowany. Bohaterowie, z wyjątkiem Hiasa, swego rodzaju Kasandry, zachowują się jak zahipnotyzowani; pozostali, którzy nie są zahipnotyzowani, to zawodowi szklarze, grający samych siebie. Akcja rozgrywa się w XVIII-wiecznej Bawarii, w halucynogennej atmosferze. Huta szkła w pewnym miasteczku utraciła sekret swojego rubinowego kryształu po śmierci mistrza szklarskiego. Obłąkany baron, właściciel huty, bezskutecznie usiłuje odzyskać sekret i przywrócić swojemu krajowi wielkość. Klucz tkwi w krwi dziewicy, która po poświęceniu decyduje o czystości rubinu w każdym szkle.
Oszołomiony Hias dostrzega rzeczy, których nie chce znać, ani skąd się biorą. Rozumie, że to przyszłość, ale nie ma kontroli ani odpowiedzialności za swoje wizje: „Wtedy nikt nie będzie chciał być taki jak on” – przepowiada. Splata jedną wizję za drugą niczym litanię: „Nadejdzie Czas Końca Trybunałów. Morderstwo będzie łatwe. Każdy, kto ma rozwiązane ręce, zostanie zabity, a ludzie będą strzelani z okien”.
Mieszkańcy miasta obwiniają go za swoje nieszczęścia, bo się wypowiedział, biją go i wypędzają. Hias podsumowuje: „Chłopi będą się ubierać jak mieszczanie, a mieszkańcy miast będą jak małpy”.
jornada