Z ogromnym poślizgiem do Polski płynie zaległy amerykański gaz LNG

- VG LNG dostarczał już surowiec do gazoportu, ale był on kupowany w transakcjach spotowych.
- Pierwsza dostawa przypłynie na gazowcu czarterowanym przez Orlen.
- Dla Amerykanów kłopotem okazała się wojna handlowa USA z Chinami.
O Venture Global LNG stało się głośno, gdy w 2023 r. okazało się, że spółka nie realizuje kontraktów na dostawy skroplonego gazu ziemnego. Po dwóch latach to się zmienia.
Zaległy amerykański gaz LNG transportuje gazowiec Święta Barbara pod francuską banderą. W momencie pisania tekstu ten wyczarterowany przez Orlen statek – jeden z ośmiu, jakie docelowo mają obsługiwać dostawy amerykańskiego gazu do Polski – mijał północny cypel Jutlandii. Oczekiwany czas zawinięcia do Świnoujścia to niedzielne godziny poranne. Dla statku będzie to pierwsza wizyta w naszym gazoporcie.
Osoba związana z byłym PGNiG mówi: – Dobrze, że w końcu umowa zacznie być realizowana. Jednak niepokoi mnie fakt, że Amerykanie tak potraktowali nas i innych europejskich odbiorców LNG. Opinia o nich została zrujnowana, ale raczej się tym nie przejęli. Dla nas to jednak wskazówka, że zawsze powinniśmy mieć rezerwowy plan działania, nawet jeśli wydaje się, że partner jest sprawdzony i z sojuszniczego kraju – dodaje nasz rozmówca.
Samo przypłynięcie nie jest niespodzianką, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego o sytuację z VG LNG zapytaliśmy wiceprezesa ds. operacyjnych Orlenu (spółka po przejęciu PGNiG stała się stroną kontaktów zawartych przez ten podmiot) Roberta Soszyńskiego. Wówczas powiedział nam, że pierwsza dostawa spodziewana jest w ciągu kilku tygodni. I właśnie teraz jesteśmy jej świadkiem.
Jednak sytuacja Orlenu i innych spółek z branży stała się przedmiotem szerokiej debaty i prawniczych bojów – toczy się kilka arbitraży. Nigdy wcześniej – nie licząc Rosjan – teoretycznie poważny dostawca gazu tak instrumentalnie nie potraktował partnerów biznesowych. Przy tym trzeba zaznaczyć, że choć Orlen należy do poszkodowanych, to Amerykanie z równą bezwzględnością potraktowali takich gigantów jak BP, Shell czy Edison.
Polski odprysk międzynarodowej afery gazowejO tym, że coś jest nie tak z amerykańskimi dostawami, jako pierwsze poinformowały już dwa lata temu BP i Shell. Tamtejsze części gazowe spółek nie otrzymały zamówionego surowca.
Wzburzyło to potentatów, bo obaj nie tylko nie otrzymali surowca, ale ponieśli wymierne straty.
Taktyka Amerykanów polegała na zrzuceniu winy za niezrealizowanie dostaw na czynnik wyższy. Chodziło rzekomo o brak formalnej zgody na użytkowanie terminala Calcasieu Pass.
Tyle że europejscy odbiorcy skroplonego gazu z VG LNG uznali to za całkowicie niewiarygodne tłumaczenie. Gaz do Europy z kontraktów długoterminowych nie płynął, ale w kontraktach spotowych (natychmiastowych) do Azji już tak. I nie chodzi bynajmniej o jakieś pojedyncze ładunki, do dzisiaj terminal wysłał ich już ponad trzysta.
Dlaczego Amerykanie zdecydowali się na to? Były prezes PGNiG Piotr Woźniak, gdy afera wybuchła, skomentował to krótko: – Oni potrafią liczyć.
W największym skrócie Amerykanie postanowili po prostu zarobić więcej. Gdy podpisywali umowy z europejskimi odbiorcami surowca, ceny gazu były dość stabilne. Jednak działania na rynku Gazpromu, a potem napaść Rosji na Ukrainę, zburzyły dotychczasowy ład. Ceny poszybowały, później spadły, ale stabilizacja rynku odeszła. Co więcej, wielu odbiorców zaczęło poszukiwać surowca. Szczególnie atrakcyjne ceny płacili Azjaci.
Amerykanie postanowili na tym zarobić. Gaz z Calcasieu Pass popłynął szerokim strumieniem do Azji, ale i do klientów chcących go nabyć w transakcjach spot. Co ciekawe, docierał także do Polski.
O ile więcej Amerykanie otrzymywali za surowiec, tego nie wiadomo. Spółki bowiem skrzętnie ukrywają to, ile płacą za gaz. Widocznie jednak ceny były na tyle korzystne, że VG LNG opłacało się zadrzeć z europejskimi klientami.
Ci jednak postanowili poszukać sprawiedliwości w arbitrażu. Chodziło nie tylko o naruszenie bezpieczeństwa dostaw, ale także o straty finansowe. Giganci przynajmniej w części kupowali gaz od VG LNG z myślą o jego odsprzedaży. Działania spółki zza Atlantyku tej możliwości ich pozbawiły.

Obecnie sprawa niezrealizowanych kontraktów jest przedmiotem prac sądów arbitrażowych. Jakie kwoty wchodzą w grę? Z pewnością ogromne – idące w miliardy dolarów. Na razie trudno powiedzieć, kiedy sprawy się zakończą – większość ruszyła w końcówce ubiegłego roku.
Amerykanie zaczęli się obawiać, czy będą chętni na ich gazDlaczego Amerykanie po dwóch latach gry na zwłokę zaczęli w końcu realizować dostawy?
Pod koniec lutego VG LNG oficjalnie poinformował o komercyjnym uruchomieniu terminala wysyłkowego LNG Calcasieu Pass (ten "niedziałający" terminal do końca lutego w ciągu kilku ostatnich lat wysłał 355 ładunków LNG).
- Po uruchomieniu zakład Calcasieu Pass zlokalizowany w Luizjanie będzie eksportował co najmniej 10 mln ton LNG rocznie (około 13 mld m sześc.) – pochwalił się VG LNG. Amerykanie stwierdzili, że tym samym została usunięta przeszkoda w realizacji kontraktów długoterminowych.
Jednak zdaniem ekspertów sprawa ma drugie dno. VG LNG zareagowało także na to, co dzieje się na rynku LNG. Po pierwsze sytuacja się nieco uspokoiła, ceny, choć nadal są dość zmienne, to jednak się wypłaszczyły.
Jednak większy wpływ na decyzję wydaje się mieć wojna handlowa USA z Chinami i jej skutki.
Pekin nie chce LNG z USA. Amerykanie muszą sprzedawać go więc innym klientom, a najlepszymi są Europejczycy. VG LNG okazał się zatem spółką o niskiej wiarygodności.
Tymczasem eksperci spodziewają się, że nastąpi przekierowanie części dostaw azjatyckich (chińskich) do Unii Europejskiej. Konkurencja wzrośnie, a ceny spotowe na innych rynkach mogą nie być tak atrakcyjne.
Oczywiście VG LNG nadal będzie mogło dostarczać gaz do Europy, ale prawdopodobnie ze względu na swoją reputację na gorszych warunkach.
To nie jedyny taki kontrakt na dostawy amerykańskiego LNGWarto przypomnieć, że jesienią 2018 r. PGNiG i Venture Global LNG ogłosiły umowę na zakup przez naszą firmę 2 mln ton LNG rocznie, nie był to zresztą jedyny kontrakt.
Trzy tygodnie później PGNiG podpisał w obecności prezydenta Andrzeja Dudy 24-letni kontrakt na dostawy amerykańskiego LNG z potentatem na tym rynku – spółką Cheniere.
Zgodnie z umową w latach 2019-2022 łączny wolumen dostaw miał wynieść ok. 0,52 mln ton LNG, czyli ok. 0,7 mld m sześc. gazu po regazyfikacji. Natomiast w latach 2023-2042 łączny wolumen importu osiągnie ok. 29 mln ton (ok. 39 mld m sześc. po regazyfikacji), co oznacza, że od 2023 r. PGNiG każdego roku zakupi ok. 1,45 mln ton LNG (ok. 1,95 mld m sześc. gazu po regazyfikacji).
Co różniło te dwa kontrakty?
Cheniere okazało się bardzo wiarygodnym partnerem, gaz wysyłało i wysyła na bieżąco, natomiast Venture Global LNG zrujnowało opinię o sobie i teraz dopiero próbuje ją odbudować.
wnp.pl