COP 30 | Szczyt klimatyczny na obszarze wysokiego ryzyka
„Stany Zjednoczone nie wyślą żadnych wysoko postawionych przedstawicieli na COP 30”. To oświadczenie rzecznika Białego Domu, wydane krótko przed rozpoczęciem konferencji klimatycznej ONZ w Belém w Brazylii, przyniosło ulgę wielu przedstawicielom organizacji pozarządowych. Waszyngton wycofał się z Porozumienia Paryskiego za prezydentury Donalda Trumpa, ale nadal może uczestniczyć w tym szczycie. To niemal niewyobrażalne, co silna delegacja Waszyngtonu, pełna prawicowych negacjonistów zmian klimatu i lobbystów paliw kopalnych, mogłaby zrobić podczas dwutygodniowych negocjacji.
Ten incydent pokazuje również, jak niskie są oczekiwania wobec COP 30. Konferencja stoi w obliczu złowrogiej sytuacji, biorąc pod uwagę napięcia geopolityczne, tendencję do dwustronnych umów handlowych i rosnący sprzeciw prawicy wobec jakiejkolwiek polityki klimatycznej. Dziesięć lat po przyjęciu Porozumienia Paryskiego w sprawie klimatu postęp jest trudniejszy niż kiedykolwiek. Jednak staje się on coraz bardziej pilny: „Prawdopodobnie straciliśmy już tropikalne rafy koralowe” – mówi meteorolog Frank Böttcher, organizator kongresu poświęconego ekstremalnym zjawiskom pogodowym. „Najpóźniej, gdy ocieplenie osiągnie 1,5 stopnia Celsjusza, wejdziemy również na terytorium wysokiego ryzyka w odniesieniu do innych punktów krytycznych”.
Dyplomacja klimatyczna toczy się jednak bez zmian, jak wynika z programu konferencji w Belém. Decyzja w sprawie rozszerzenia finansowania adaptacji jest w toku. Dalsze dyskusje skupią się na kwestii, odroczonej na COP 29 w Baku, dotyczącej mobilizacji niezbędnych 1,3 biliona dolarów rocznego finansowania działań na rzecz klimatu dla krajów ubogich. Nadal nie jest jasne, czy uda się rozwiązać znaczną lukę w krajowych planach rozwoju (NDC), które są dalece niewystarczające do osiągnięcia celu 1,5 stopnia Celsjusza w ramach Porozumienia Paryskiego. Brazylia, państwo-gospodarz, zamierza wykluczyć kwestie drażliwe z planowanego „ogólnego porozumienia” i wzmocnić ochronę lasów, aby uznać konferencję za sukces.
Nie wszystkie delegacje są z tego zadowolone. Narasta presja ze strony Koalicji Wysokich Ambicji – grupy państw założonej przez Wyspy Marshalla, zobowiązanej do osiągnięcia celu 1,5 stopnia i solidarności z krajami narażonymi na kryzys. Na krótko przed rozpoczęciem szczytu w Belém Koalicja zaapelowała o wiążące porozumienie w sprawie szybkiego zniwelowania luki emisyjnej w ramach wkładów ustalonych na szczeblu krajowym (NDC) oraz o podjęcie działań na rzecz reformy międzynarodowej architektury finansowej. Deklarację podpisały 22 państwa, głównie z Europy, Ameryki Łacińskiej i małych państw wyspiarskich. Te ostatnie stoją w obliczu zagrożeń egzystencjalnych i pilnie potrzebują rzeczywistego postępu w zakresie ochrony klimatu i kwestii finansowych.
Jednak dyplomacja klimatyczna opiera się na założeniu, że wszystko będzie przebiegać jak dotychczas.
Stanie się to jednak tylko wtedy, gdy główni truciciele, czyli Chiny, USA i UE, również zobowiążą się do „wysokich ambicji” i będą ze sobą współpracować. Porozumienie paryskie weszło w życie dopiero wtedy, gdy prezydenci w Waszyngtonie i Pekinie zawarli zaskakujący sojusz klimatyczny. Nic z tego nie pozostało: podczas drugiej kadencji Trumpa strategiczny dialog klimatyczny między dwoma supermocarstwami został zawieszony.
W związku z tym Wielka Trójka będzie realizować wyłącznie własne interesy podczas negocjacji w Belém. Chiny, jako rzecznik głównych gospodarek wschodzących, walczą o większy wpływ na arenie międzynarodowej. „Znaczące zmiany geopolityczne kształtują globalne działania na rzecz klimatu” – wyjaśnia organizacja pozarządowa Germanwatch. Jednocześnie Pekin i jego sojusznicy jak dotąd odmawiają podejmowania jakichkolwiek realnych zobowiązań finansowych na rzecz krajów ubogich, bez których cel w wysokości biliona euro pozostanie nieosiągalny. Jest mało prawdopodobne, aby cokolwiek zmieniło się w tej kwestii w Belém.
Chiny są podobnie niejasne w kwestii ochrony klimatu. Chociaż prezydent Xi Jinping obiecał na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ bezwzględną redukcję emisji o siedem do dziesięciu procent do 2035 roku, jest to niewiele więcej niż deklaracja dobrej woli, ponieważ Pekin nie zgłosił tego jeszcze ONZ jako zobowiązania narodowego w ramach Porozumienia Paryskiego. Co więcej, Martin Kaiser z Greenpeace oblicza, że aby utrzymać się w przedziale 1,5 stopnia Celsjusza, konieczna byłaby redukcja o co najmniej 30 procent.
Odzwierciedla to również sektor energetyczny. Chociaż Chiny w ostatnich latach, jak żaden inny kraj, zwiększyły swój potencjał w zakresie energii wiatrowej i słonecznej, zwiększając go sześciokrotnie w porównaniu z rokiem 2020, a elektryfikacja transportu postępuje dynamicznie – w tym roku sprzedano ponad 7,5 miliona pojazdów zasilanych akumulatorami – więcej niż w pozostałych częściach świata razem wziętych – oba te trendy napędzane są komercyjnymi interesami eksportowymi. Chiny dążą do stania się światowym liderem w dziedzinie zielonych technologii, co jasno określono w ich pięcioletnim planie na lata 2026–2030.
Jednocześnie Chińska Republika Ludowa masowo rozwija swój szczególnie szkodliwy dla klimatu sektor węglowy: od nowych kopalń i infrastruktury transportowej po elektrownie. Według raportu „Global Coal Exit List” opublikowanego przez organizację pozarządową Urgewald, dwie trzecie globalnego finansowania nowych projektów węglowych pochodziło w zeszłym roku z chińskich banków, a inne kraje również zwiększają swoją produkcję ze względu na wysoki popyt ze strony Chin. Urgewald zwraca również uwagę na rozwój sektora chemikaliów węglowych, gdzie prawie połowa nowych projektów na świecie jest realizowana w Chińskiej Republice Ludowej. „To powoduje emisję znacznie większej ilości gazów cieplarnianych niż spalanie węgla w elektrowni” – wyjaśnia dyrektor zarządzająca Heffa Schücking.
Nic więc dziwnego, że Chiny odpowiadają obecnie za około jedną trzecią globalnej rocznej emisji CO2 . Emisja na mieszkańca jest mniej więcej porównywalna z emisją w Niemczech – choć historycznie zachodnie kraje uprzemysłowione przyczyniały się do globalnego ocieplenia w znacznie większym stopniu, co implikuje większą odpowiedzialność za redukcję emisji.
Rząd USA nie chce mieć z tym nic wspólnego. Kraj ten zajmuje drugie miejsce po globalnej emisji z 13%, z wyższą emisją na mieszkańca niż Chiny. Również w tym przypadku w sektorze energetycznym występuje dychotomia: Trump wypowiedział hasło „Wierć, kochanie, wierć” i forsuje nowe projekty naftowe i gazowe. Łagodzone są również przepisy dotyczące ochrony klimatu, takie jak klasyfikacja CO2 jako szkodliwego dla zdrowia. Z drugiej strony, interesy ekonomiczne przemawiają za dalszą ekspansją energii odnawialnej. W stanach Iowa, Dakota Południowa, Kansas i Oklahoma ponad 40% energii elektrycznej jest już wytwarzane z energii wiatrowej, a konserwatywny Teksas niedawno wyprzedził Kalifornię jako lider w energetyce słonecznej. Ponadto wprowadzono regionalne systemy handlu emisjami z cenami CO2 .
Nadzieje niektórych organizacji pozarządowych, że sojusz UE-Chiny przyspieszy dyplomację klimatyczną po wycofaniu się USA, nie spełniły się. Na przeszkodzie stoją wzajemna nieufność i interesy ekonomiczne. Bruksela nałożyła cła karne na chiński import samochodów elektrycznych i rozważa to samo w przypadku ogniw słonecznych. Jednocześnie UE – czwarty co do wielkości emitent z sześcioprocentowym udziałem – nie zamierza stać się pionierem w Belém. Terminy ONZ dotyczące nowych planów klimatycznych zostały przekroczone; ministrowie środowiska dopiero niedawno uzgodnili skromny cel na rok 2035, pełen luk prawnych. Martin Kaiser idzie jeszcze dalej, argumentując, że debaty na temat celów są obecnie i tak bezcelowe, ponieważ wdrażanie wszystkich unijnych środków ochrony klimatu, od handlu emisjami po wycofywanie silników spalinowych, jest kwestionowane pod presją przemysłu i prawicy politycznej.
Dotyczy to również finansowania klimatu: Niemcy, jeden z najważniejszych donatorów, po raz pierwszy zrealizowały w zeszłym roku swoją obietnicę przekazania sześciu miliardów euro na rzecz Globalnego Południa. Jednak cięcia na rzecz wojska już trwają: Jan Kowalzig z Oxfam prognozuje, że w tym roku zostanie przekazane jedynie 4,5–5,3 miliarda euro, a w 2026 roku – 4,4–5,0 miliarda euro.
Pomimo tych oznak, Brazylia, gospodarz COP 30, liczy na przesłanie „mutirao” – ale „wspólny wysiłek” prawdopodobnie będzie musiał pochodzić od kogoś innego niż główni truciciele. Przynajmniej nie wydaje się, aby istniał wielki sojusz obstrukcjonistów pod przewodnictwem USA. Mimo to Donald Trump będzie obecny w Belém, w 6000 różnych formach. Artyści uliczni Jens i Lasse Galschiøt planują skonfrontować delegatów z miniaturowymi rzeźbami prezydenta USA, którym towarzyszyć będzie hasło: „Król Niesprawiedliwości”.
nd-aktuell
