Niemiecka Republika Demokratyczna | Sztuka z NRD: Lampy Ericha i głowa Włodzimierza
Przyjaciel, z zawodu artysta, powiedział mi niedawno na przyjęciu urodzinowym, że pięknie zaprojektowane lampy, których nikt nie chciał, gdy Pałac Republiki został zburzony, właśnie się skończyły. Liczne lampy z tak zwanego „prętowego systemu oświetleniowego”, o typowym dla NRD designie, zostały po prostu porzucone, ponieważ uznano je za relikty minionej epoki, stare graty, o reputacji pochodzenia z niewłaściwego społeczeństwa i niewłaściwego czasu. Była to niepisana zasada: wszystkie przedmioty wyprodukowane w NRD musiały zostać natychmiast zastąpione nowymi, współczesnymi gratami z kapitalistycznej produkcji.
Taka była ogólna sytuacja w pierwszych dziesięciu, piętnastu latach po upadku NRD: wszystko musiało zniknąć. Z oczu, z serca. Na początku lat 90., zanim handlarze zorientowali się, że oprócz fragmentów Muru Berlińskiego można z zyskiem sprzedać również inne przedmioty z NRD, nierzadko można było zobaczyć zupełnie nowe meble, naczynia, artykuły gospodarstwa domowego i niebieskie tomy kompletnych dzieł Marksa i Engelsa z czasów NRD leżące na stosach odpadów na chodnikach Berlina, obok zdjęć Honeckera i certyfikatów honorowych („Certyfikat za wybitne osiągnięcia w dziele odbudowy narodu”) w plastikowych lub skórzanych teczkach.
To, co kiedyś wyrzucano bezmyślnie, gdyż uważano to za podrzędny socjalistyczny szmelc, dziś jest uważane za „ekskluzywny dodatek domowy bardzo szczególnego rodzaju”.
Talerze „Mitropa”, które kiedyś wyjąłem z takiego stosu i zabrałem do domu, już nie istnieją: niektóre rozbiły się podczas przeprowadzek, inne rozdałem. Wciąż jednak posiadam zachwycającą mapę Berlina z tamtego okresu, wydaną przez VEB Tourist-Verlag, której wciąż nie mogę się nacieszyć: po jej lewej stronie widać, jak obszar „Berlina Zachodniego”, w kolorze żółtym i bez żadnych dodatkowych oznaczeń, wcina się w miasto „stolicy NRD”, którego centrum stanowiła najwyraźniej stacja szybkiej kolei miejskiej Grünau, bez wyjaśnienia niewtajemniczonemu widzowi, czym był stary różowy pas otaczający żółty obszar „Berlina Zachodniego”.
Lampy pozostawione w gruzach Pałacu Republiki, których nikt nie chciał, zostały zabrane przez przyjaciela wspomnianego artysty i gdzieś schowane, ponieważ nie mógł już znieść widoku zniszczenia. Ich miejsce pobytu nie jest znane. Wiadomo jednak, że „oryginalna lampa Pałacu Republiki/lampa systemu Sputnik/projekt NRD” jest oferowana na znanej platformie aukcyjnej. Aktualna cena wynosi 12 500 euro („lub najlepsza oferta”), odbiór osobisty w Kleinmachnow.
Fundamentalnie zepsutą i przewrotną naturę kapitalizmu można dostrzec między innymi w następującym fakcie: W „sklepie” tzw. Forum Humboldta, mieszczącym się w przerażająco brzydkim, zrekonstruowanym „Berlińskim Pałacu Miejskim” (na miejscu dawnego Pałacu Republiki), imitacje wspomnianych enerdowskich lamp sufitowych są obecnie sprzedawane turystom po 3895 euro za sztukę: „Wysokiej jakości lampa sufitowa, zaprojektowana według historycznych modeli, to wyjątkowy dodatek do domu. Ekskluzywny design nawiązuje do lamp, które niegdyś wisiały w Pałacu Republiki i przyciąga wzrok w każdym pomieszczeniu. Lampa sufitowa z dwunastoma kulami została wyprodukowana w bardzo limitowanej edycji i jest dostępna wyłącznie u nas”. To, co kiedyś było bezmyślnie wyrzucane, ponieważ uważano je za podrzędny socjalistyczny szmelc, jego marna imitacja jest teraz uważana za „ekskluzywny dodatek do domu wyjątkowego rodzaju”. Czasy się zmieniają.
Inną porównywalną berlińską farsą prowincjonalną jest żałosna sprzeczka o pomnik Lenina w Berlinie Wschodnim , który kiedyś stał na Leninplatz (placu Lenina), który logicznie rzecz biorąc, od 1992 roku nie nazywa się Leninplatz. Ponieważ, jak absolutnie wszystko, co przypominało ludziom NRD, celem było wówczas pozbycie się go tak całkowicie, jak to możliwe – słowo kluczowe: relikty minionej epoki – ale nawet skrajnie nieprzejednana berlińska CDU pod wodzą Diepgena podejrzewała, że nie zrobi to dobrego wrażenia, po prostu niszcząc dzieła sztuki, a następnie oddając kawałki do wydziału gospodarki odpadami w celu utylizacji, pomnik został rozebrany na 129 pojedynczych części w 1991 roku i – jak to czasami robią dzieci z rzeczami, które chcą ukryć przed rodzicami – zakopany w piaskownicy, jak najdalej, na obrzeżach Berlina. Nie nazwałbym tego działania rozsądnym zachowaniem dojrzałych, zdrowych na umyśle dorosłych.
Prawie 25 lat później – ponieważ mało kto pamiętał NRD, która wprawdzie była martwa, ale której zwłoki wciąż były zaciekle atakowane („historyk” Ilko Sascha-Kowalczuk nadal z tego żyje), poza kilkoma boomerami – pomnikowa głowa, której, co zabawne, nie odnaleziono od jakiegoś czasu, została ponownie wykopana i wystawiona jako eksponat na wystawie.
Wyrzucanie przedmiotów lub ich ukrywanie – to zdają się być nie tylko dwie główne strategie Republiki Federalnej Niemiec w postępowaniu z obiektami sztuki pochodzącymi z NRD, ale także dwie najczęstsze praktyki w obchodzeniu się z niemiecką historią.
Nie jestem pewien, czy te dwa podejścia nie powinny zostać ponownie rozważone w lepszej przyszłości. Pewne jest jednak, że bezsprzecznie największe dzieło pop-artu NRD zostało ocalone. Obecnie znajduje się ono w Niemieckim Muzeum Historycznym: prawie jedenastometrowy i ponad pięciometrowy neon kombinatu chemicznego VEB Chemische Werke Buna, wykonany z tworzyw sztucznych, blachy stalowej i świetlówek. Postawiony w 1978 roku przy moście nad Łabą w pobliżu Coswig, reklamował kombinat chemiczny. Ilekroć podróżowałem trasą tranzytową między RFN a Berlinem Zachodnim, zachwycałem się jaskrawo świecącym napisem na rzeźbie reklamowej w kolorze żółtym, pomarańczowym, czerwonym i białym, którego przytłaczające piękno niemal zapierało dech w piersiach: „Plaste und Elaste aus Schkopau” (Tworzywa sztuczne i elastomery ze Schkopau).
nd-aktuell
