Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

England

Down Icon

Czy Londyn płonie? Nagły kryzys polityczny Wielkiej Brytanii — i nasz

Czy Londyn płonie? Nagły kryzys polityczny Wielkiej Brytanii — i nasz

Gdy ciepła wiosenna pogoda i wyziewy zieleni rozprzestrzeniają się po naszym zdezorganizowanym kontynencie, Amerykanie są zrozumiałe zafascynowani narastającym chaosem, nierozwiązanym konfliktem i bezdenną korupcją drugiej prezydentury Donalda Trumpa . Świat również to obserwuje, a w ogólnych zarysach wiadomości z zagranicy brzmią jak odrzucenie trumpizmu : Jak zauważyłem ja i inni , niezdarne wysiłki sfery MAGA mające na celu wzmocnienie zagranicznych partii skrajnie prawicowych wydają się nie przynosić rezultatów, napędzając zwycięstwa „centrowych” sił głównego nurtu w Kanadzie , Australii, Niemczech i gdzie indziej.

Tak, nie tak szybko: Nowy świt globalnej demokracji może być mniej chwalebny, niż reklamowano, nie wspominając o tym, że jest o wiele bardziej mylący. Podczas gdy my byliśmy zajęci paramilitarnymi siłami Trumpa składającymi się z zamaskowanych porywaczy, jego tańcem „czy on, czy nie on” z sądami federalnymi (w końcu wiesz, że to zrobi) i tak zwanym darem Kataru w postaci 400 milionów dolarów odrzutowca — czy to koń trojański, czy biały słoń? — legendarna i głęboko dziwna demokracja Zjednoczonego Królestwa po cichu zsuwała się w otchłań.

A może jednak tak się stało: czy szokujące wyniki brytyjskich wyborów lokalnych z 2 maja — oraz późniejsze wahania rządzącej centrolewicowej Partii Pracy w stylu Demokratów — stanowią pierwszy etap politycznego Armagedonu, czy też są tylko niepokojącym sygnałem na globalnym radarze, pozostaje do sprawdzenia.

Cofnijmy się o kilka kroków, ponieważ jest tu wiele do rozpakowania: Jak możesz pamiętać (chociaż wydaje się, że to było tysiąc lat temu), Partia Pracy zdobyła ogromną większość parlamentarną w brytyjskich wyborach powszechnych w lipcu ubiegłego roku. Zakończyło to 14 lat coraz bardziej chaotycznych rządów Partii Konserwatywnej, która sama odniosła miażdżące zwycięstwo w 2019 roku pod rządami zhańbionego Borisa Johnsona . Ale rzecz w tym, że to wielkie zwycięstwo było w dużej mierze iluzorycznym artefaktem rosnącego rozdrobnienia brytyjskiej polityki. Tak, Partia Pracy zdobyła 411 z 650 miejsc w parlamencie — zdobywając zaledwie 33,7 procent głosów w głosowaniu krajowym.

W lipcowych wyborach Partia Pracy uzyskała jedną trzecią głosów, ale wygrała dwie trzecie miejsc w parlamencie. Był to wynik antydemokratyczny, bez precedensu w Wielkiej Brytanii ani nigdzie indziej.

Naprawdę, to niezwykłe: jedna trzecia głosów i prawie dwie trzecie miejsc. Ten zniekształcony wynik nie ma wyraźnego precedensu, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale w żadnej innej demokracji parlamentarnej i podkreśla wrodzony antydemokratyczny charakter brytyjskiego systemu wyborczego „większość na mecie”. Rzeczy stają się jeszcze dziwniejsze, gdy weźmie się pod uwagę, że kandydaci Partii Pracy otrzymali w rzeczywistości o 500 000 głosów mniej niż w 2019 r. — wyborach, które partia przegrała z kretesem. Wygrali wszystkie te miejsca w zeszłym roku dzięki historycznie niskiej frekwencji wyborczej i dlatego, że poparcie dla powszechnie znienawidzonych torysów (tj. konserwatystów) załamało się o ponad połowę , spadając z prawie 14 milionów głosów do mniej niż 7 milionów.

Więc wybory te były mniej zwycięstwem Partii Pracy niż zbiorowym „nie” dla istniejącego rządu, co nie przełożyło się na poparcie dla nikogo konkretnego. Ale pismo na ścianie było widoczne dla tych, którzy chcieli je przeczytać: prawicowa, podżegająca partia Nigela Farage’a , inspirowana Trumpem, Reform UK uzyskała 14,3 procent głosów w kraju (trzecia najwyższa liczba), ale zdobyła tylko pięć miejsc w parlamencie. Innymi słowy, kandydaci Reform zajęli drugie lub szanowane trzecie miejsce w wielu wyścigach wygranych przez Partię Pracy lub konserwatystów. Było to ogromną ulgą dla obu głównych partii i głównych mediów, które zasadniczo zgodziły się udawać, że to się nie wydarzyło i nie ma znaczenia.

Mogą już przestać udawać. Reforma może być rzeczywiście pod wieloma względami klaunowskim show, niespójnym i niesmacznym zgrupowaniem młodych, skrajnie prawicowych ideologów i rasistów starej szkoły „Little England”, ale w tym miesiącu wygrała wybory lokalne i ma wiarygodny powód, by zostać najpopularniejszą partią w Wielkiej Brytanii (choćby domyślnie). Ale czekaj; to zbyt daleko idące wybieganie w przyszłość. Aby to się stało, nadchodzący rząd Partii Pracy musiał szybko i spektakularnie upaść, co właśnie zrobił.

Po tym dziwacznym wyniku wyborów w lipcu ubiegłego roku, nowy premier Keir Starmer, blefujący, prawniczy człowiek bez wyraźnych przekonań ideologicznych, przybył na Downing Street 10 z niepodważalną większością, ale zasadniczo bez mandatu społecznego. Starmer był kandydatem kompromisu ani ryby, ani ptactwa, wybranym na przywódcę Partii Pracy po tym, jak lewicowy były lider Jeremy Corbyn został usunięty w 2020 roku, i okazało się, że jest wyjątkowo nieprzygotowany, by stawić czoła zarówno poważnemu kryzysowi gospodarczemu pozostawionemu przez torysów, jak i fali skrajnie prawicowej przemocy antyimigracyjnej, zaostrzonej, jeśli nie wręcz zachęcanej, przez Partię Reform Farage'a.

Te okoliczności wystawiłyby na próbę każdego przywódcę politycznego, ale nie sądzę, by najbardziej zagorzali zwolennicy Starmera — jeśli jeszcze jakichś ma — twierdzili, że zdał ten test celująco. Rząd Partii Pracy brnął przez 10 miesięcy coraz ostrzejszej polityki imigracyjnej i niezręcznego zaciskania pasa fiskalnego, co zdołało zrazić lewicę, nie uspokajając prawicy, czego symbolem jest katastrofalna decyzja o zakończeniu zimowych wypłat paliwowych dla większości „emerytów” (lub emerytów), polityka utrzymywana przez rządy obu partii od 1997 r.

Partia Reform UK Nigela Farage’a, której przysmakiem jest MAGA, zdobyła w tym miesiącu w lokalnych wyborach aż 677 miejsc — co stanowi dosłownie nieskończony wzrost w porównaniu z poprzednim wynikiem, który wynosił zero.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nikt nie spodziewał się, że w tym miesiącu lokalne wybory do około 1600 miejsc w 23 lokalnych radach w wiejskiej i podmiejskiej Anglii — Szkocja, Walia i Irlandia Północna mają różne systemy — pójdą dobrze Partii Pracy. Ogólnie rzecz biorąc, efekt wahadła znany z amerykańskiej polityki, gdzie partia sprawująca władzę ma tendencję do tracenia gruntu w wyborach poza rokiem, ma również zastosowanie po drugiej stronie oceanu. Warto zauważyć, że angielskie lokalne rady mają niewielką władzę polityczną — są bardziej jak nadzorcy hrabstw w USA niż legislatury stanowe — a do niedawna większość z nich była bastionami torysów. Co więcej, wybory te są zazwyczaj sprawami o niskiej frekwencji, w których biorą udział oddolni lojaliści partyjni — ale ich symbolika, podobnie jak w przypadku wyborów specjalnych do Izby Reprezentantów USA, jest często postrzegana jako ważna.

Cóż, tym razem symbolika była kompletnie do bani, przynajmniej dla Partii Pracy. Jeśli już, to dla torysów było jeszcze gorzej, co brzmi sprzecznie, ale tak naprawdę nie jest. Partia Pracy straciła 187 z poprzednich 285 miejsc, zajmując odległe czwarte miejsce, podczas gdy konserwatyści, którzy mieli prawie 1000 miejsc w radzie, stracili oszałamiające 674 z nich. Tymczasem Reform UK (dawniej znana jako Brexit Party i mniej więcej następczyni UK Independence Party Farage'a z początku lat 2010.) zyskała 677 miejsc — dosłownie nieskończony wzrost w porównaniu z poprzednią liczbą, która wynosiła zero. Te liczby jasno pokazują, że największe zyski Reform odniosła kosztem torysów, ale Reform zdobyła również miejsca w obszarach klasy robotniczej, takich jak Durham w północno-wschodniej Anglii, dawnym sercu Partii Pracy.

Jak wspomniano wcześniej, istnieją różne sposoby interpretacji tych wyników, ale żaden możliwy spin nie sprawi, że będą wyglądać nie tak strasznie dla dwóch głównych partii, które zdominowały brytyjską politykę przez ostatnie ponad 100 lat. Rzeczywiście, wybory te przyniosły inną, nieco mniej dramatyczną niespodziankę: centrowi Liberalni Demokraci, uprzejma, trzecia partia, która przez ostatnie cztery dekady była również partia, zdobyli 163 miejsca w radzie, zajmując drugie miejsce za Reformą.

Jedna z prawdopodobnych interpretacji głosi, że dwupartyjny system brytyjski jest obecnie w stanie ostatecznego upadku, po którym nastąpi chaotyczna rekonfiguracja i długa, wyniszczająca wojna między trzema niejasno normalnymi partiami a neofaszystowską nową prawicą. Wersje tego już miały miejsce, uwzględniając różnice narodowe, we Francji, Włoszech i Niemczech, a także w wielu mniejszych krajach. Brytyjski politolog Robert Ford wyraził ten pogląd w New York Times : „Dwie główne partie otrzymały zawiadomienie o potencjalnej eksmisji z ich 100-letnich kadencji na Downing Street”.

Chcesz codziennie otrzymywać podsumowanie wszystkich wiadomości i komentarzy, jakie Salon ma do zaoferowania? Zapisz się na nasz poranny newsletter , Crash Course.

Bardziej optymistyczny pogląd, którego Starmer i większość Partii Pracy trzyma się na razie, jest taki, że nadal rządzą i mają kilka lat, aby się zregenerować, skalibrować i przekonać wyborców, że nie są niekompetentnymi przegranymi bez zasad. Buntownicy Farage'a albo połączą się z torysami, albo całkowicie ich zastąpią, zgodnie z tą narracją, a następne wybory powszechne (w 2028 lub 2029 r.) będą bezpośrednim starciem między Labour Reloaded a Reform UK.

To może być plan, albo przynajmniej plan , ale nie zaczął się on zbyt obiecująco. Amerykańscy liberałowie i postępowcy, niestety, rozpoznają trajektorię Partii Pracy w ciągu ostatnich kilku traumatycznych tygodni: w obliczu egzystencjalnego dylematu i pilnej potrzeby ponownego zdefiniowania siebie, partia centrolewicowa gwałtownie skręca w prawo i przyjmuje retorykę swoich oponentów. (Starmerowi brakuje obłudnego wyglądu Gavina Newsoma z Hollywood, ale ma podobną zmiennokształtną jakość).

Starmer i Partia Pracy mają pewien plan: mają kilka lat, aby nabrać sił, zmienić zdanie i przekonać wyborców, że nie są niekompetentnymi nieudacznikami bez żadnych zasad.

W zeszłym tygodniu rząd Partii Pracy wyrzucił z siebie nową propozycję ściślejszej kontroli legalnej imigracji, która oczywiście została potępiona przez Reform jako zdecydowanie niewystarczająca. Starmer wygłosił krótkie przemówienie towarzyszące, które zostało niemal powszechnie znienawidzone.Gareth Watkins z socjalistycznego magazynu Tribune opisał je jako połączenie nostalgii w stylu JRR Tolkiena i języka w stylu Wielkiej Wymiany z lat 60. XX wieku, rasistowskiego torysa Enocha Powella. Redaktor polityczny New Statesman George Eaton bronił go przez niemal słyszalnie zaciśnięte zęby, pisząc, że współpracownicy Starmera „wierzą, że kontrola graniczna nie jest opcjonalnym dodatkiem dla partii socjaldemokratycznej, ale jej podstawą”. (Eaton nie zasugerował jednak, że propozycje Starmera były dobre lub że zadziałają.)

Niezależnie od tego, jak potoczy się dramat Wielkiej Brytanii, działa większy, mroczniejszy schemat, za który Starmer i Partia Pracy, nieudolni i niedostatecznie wpływowi, nie ponoszą odpowiedzialności. Odkupienie demokracji nie polega na tym, że jakaś mięczakowata koalicja „głównego nurtu” ledwo wygra kolejne wybory z Donaldem Trumpem, Nigelem Farage'em, niemiecką AfD czy kimkolwiek innym. Próbowaliśmy tego, pamiętacie? Nie zadziałało.

W pewnym momencie ogromna nierównowaga sił wpisana w cały zachodni liberalno-demokratyczny ustrój polityczny, która popycha tak wielu ludzi, którzy czują się pozbawieni głosu i praw, w konsumpcyjną apatię, faszystowską fantazję lub jedno i drugie, będzie wymagać radykalnej zmiany. Jak długo to potrwa i jak bolesne i trudne to może być, nie wiadomo. Ale Wielka Brytania nie może głosować, aby wyjść z pogłębiającego się kryzysu — zwłaszcza gdy coraz mniej ludzi w ogóle zawraca sobie głowę głosowaniem — i my też nie możemy.

salon

salon

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow